Efryna, napiszę ci, tylko u mnie jest jeden problem - robię wszystko na oko
Miałam 5 białek.
Cukier - taką dobrą szklankę do drinków (w zwykłej szklance przyjmuję przelicznik 1/4 szklanki na 1 białko i tak mniej więcej wyszło). Pierwszy raz zmieliłam na cukier puder - niby nie powinno się tak robić, ale miałam jakiś ujowy z biedry i nie chciał się rozpuszczać.
Białka ubijasz na sztywną pianę, dodajesz cukier (wszędzie piszą, aby to robić stopniowo - mi na takie manewry nie starcza cierpliwości i zawsze daję od razu całość). Ubijałam ok 10-15 minut, aż masa była puszysta i błyszcząca, dodałam 2 łyżki soku z cytryny i łyżkę skrobi ziemniaczanej.
Przełożyłam do rękawa, uformowalam coś na podobieństwo gniazdek.
Suszyłam:
15 minut na 140 stopniach
Pół godziny na 120
I około półtorej na 110
Zostawiłam do ostygnięcia przy uchylonych drzwiczkach.
Co jakiś czas sprawdzałam, czy odchodzą od papieru do pieczenia, bo podobno wtedy są suche i wtedy wyłączyłam. Trzeba wyczuć piekarnik i te pierwsze minuty obserwować, żeby nie spiekły się.
Krem to tym razem sama kremówka z małą ilością cukru waniliowego.
Sos malinowy (miałam mrożone maliny, wrzuciłam dwie garści do garnka, sypnęłam półtorej łyżki cukru trzcinowego, zagotowałam to i odparowałam trochę) fajnie przełamał słodycz bezy. Owoce według uznania.